Carni-X – opinie o słabym spalaczu

Jestem 22-letnim eks-sportowcem. Moja kariera niestety zakończyła się w nastoletnim wieku z powodu kontuzji. Po wyleczeniu nie dałem rady wrócić, wolałem spędzać czas ze znajomymi na imprezach. Mój organizm, przyzwyczajony do regularnego wysiłku, kompletnie zwariował, przez co studia rozpocząłem z okrągłym brzuszkiem. Nikt nie chciał mi wierzyć, że kiedyś uprawiałem sport zawodowo, a wiadomo – studia to okres, w którym można poznać najwięcej przedstawicielek płci przeciwnej. Postanowiłem wrócić do sportu, tym razem amatorsko, i przede wszystkim zgubić zbędny balast. Widząc, jak obszerna jest oferta środków, które wspomagają odchudzanie, też zdecydowałem się znaleźć coś dla siebie.

Carni-X najlepsze opinie ma w internecie

Pierwszy krok jaki zrobiłem to porządny research w internecie. Wyczytałem, że dla osób aktywnych najważniejszą substancją jest L-Karnityna, która wspomaga spalanie tłuszczu w trakcie aktywności. Znalazłem preparat Carni-X – 60 kapsułek czystej L-Karnityny na 60 dni. Wiedząc, że zmiana wyglądu wymaga czasu, byłem bardzo cierpliwy. Najbardziej widocznym efektem było to, że na treningach pociłem się dużo bardziej. Niestety to był też jedyny efekt. Ćwiczyłem 3-4 razy w tygodniu, starałem się nie jeść “śmieciowego jedzenia” i brałem kapsułki zgodnie z ulotką.

Po pierwszym miesiącu miałem ochotę zrezygnować – na wadze wciąż ta sama liczba, obwody też niemal się nie zmieniły. Jednak stwierdziłem, że kuracja jest przeznaczona na 60 dni nie bez powodu, więc wybiorę do końca. W drugim miesiącu ćwiczyłem trochę intensywniej: 4-5 razy w tygodniu. Po w sumie 60 dniach efekty faktycznie były, jednak znacznie poniżej oczekiwań: z 70kg schudłem do 68,5kg (mam 170cm), brzucha trochę zeszło, ale spodnie nie stały się zbyt luźne. Wydaje się, że Carni-X nie był najlepszym wyborem.

Nie chciałem się jednak poddawać.

Na szczęście powrót do ćwiczeń bardzo mi się spodobał, więc postanowiłem próbować dalej. Uznałem, że warto spróbować czegoś więcej niż zwykłej L-Karnityny. Kolejne, jeszcze głębsze oględziny internetu, zwróciły moją uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze warte uwagi są preparaty składające się z więcej niż jednego składnika: po prostu więcej składników to więcej możliwych działań w jednym. Po drugie kwas linolowy może być lepszym wyborem niż L-Karnityna, ponieważ oprócz przyspieszania przemiany tłuszczów zmniejsza ich wchłanianie.

Uzbrojony w nową dawkę wiedzy, wyruszyłem na poszukiwania i trafiłem na Reducer Thermo Extreme. Oprócz tego że zawierał kilka składników, w tym mój wymarzony kwas, to jeszcze miał zmniejszać apetyt na słodycze i inne niezdrowe jedzenie. Na papierze wszystko wyglądało idealnie. Kupiłem 60 kapsułek, tym razem na 30 dni kuracji i rozpocząłem kolejny etap walki z brzuszkiem.

Jakie efekty uzyskałem?

W pierwszym tygodniu, jak to zwykle bywa, dużych zmian nie widziałem. No, może faktycznie fast-food’y robiły na mnie trochę mniejsze wrażenie. Tak jak poprzednio, ćwiczyłem 4-5 razy w tygodniu, uznałem, że więcej mogłoby być niezdrowo. Pod koniec drugiego tygodnia zobaczyłem światełko w tunelu: z 68,5 na 67,5kg. Może i kilogram w dwa tygodnie to niewiele, ale tak dobrze jeszcze mi nie szło. Trzeci i czwarty tydzień zaczął przynosić bardziej upragnione zmiany w wyglądzie niż w wadze – zszedłem do 67 kg, ale obwód w brzuchu faktycznie zaczął się zmniejszać.

Podsumowując, Reducer Thermo Extreme to był naprawdę dobry wybór. Żadne tabletki nie sprawią, że magicznie schudniesz z dnia na dzień. Stosując ten preparat w końcu zauważyłem, że rozpoczął się i trwał proces zmiany sylwetki. Co do wpływu na apetyt na niezdrowe jedzenie, to jest też zauważalny. Dzisiaj dotarła paczka kapsułek na kolejny miesiąc, widzę duże szanse na to, że za miesiąc mocno zbliżę się do dawnego, atrakcyjnego wyglądu!